wtorek, 29 kwietnia 2014

#weltschmerz





Ciach. Au. Ciach. Cholera jasna. Ciach. Aua. Żyletka wyślizgnęła się Weronice z ręki. I znowu wzorek nie wyszedł. Miało być serduszko, a wyszła jakaś palma- pomyślała Weronika. Bo Wy może nie wiecie, ale Weronika cierpi. W swoim trudnym, czternastoletnim życiu świat krzywdzi ją non-stop od czternastu lat. Ma szmatławe imię, grube nogi, nikt jej nie kocha, ma krzywy nos, dostała pałę z polskiego- wyliczała na palcach.

   Jedynie w bólu znaleźć mogła ukojenie. Kiedy zardzewiała żyletka zagłębiała się w jej przegubie, czuła się spełniona. Tylko później był strasznie dużo zamieszania… Zmywanie krwi z zeszytu, chodzenie do apteki po maść, żeby za dużo blizn nie było…Ale ja jestem zajęta- pomyślała Weronika. W ogóle bardzo chciała być emo, żeby móc się tak jakby pełnoprawnie ciąć, ale nie pozwolili jej na to rodzice, więc cięła się z rozpaczy- ciężkie jest życie polskiego gimnazjalisty,…

   Bordowe ściany pokoju Weroniki obklejone były egzystencjalnymi obrazkami z Tumblra (głównie te oznaczone tagiem #weltschmerz) i wierszami z Internetu. Jedna żyletka, jedna zyła, jedna chwila, wszystko mija…Jakie to piękne…Po co nam jakiś durny Mickiewicz czy Słowacki, skoro w naszym kraju pełno TAK obiecujących poetów…? Nauczyciele też nie rozumieli Weroniki. Dlatego nie chodziła do szkoły. Sprawa prosta. Inaczej musiałaby odstresować się paczką papierosów dziennie, a w żadnym kiosku nie mogła kupić miętowych… Poza tym jak matka kiedyś wyczuła od niej fajki to zabrała ten drogi krem na blizny i powiedziała „Jak już masz się ciąć, to przynajmniej miej jaja”.
  

   Ale Weronika nie miała jaj. I nie chciała. Te całe tomboy’e i mangowcy zawsze ją bawiły. Przecież wyglądali jak oszołomy. Nie to co ci ludzie z kolorowych gazetek- grzyweczka, różowo-czarne ciuszki, kolczyki, tatuaże… Za kilka lat Weronika też tak będzie wyglądała. Tylko, że miała pracować w banku. Trudno. Kiedyś matka jej wreszcie pozwoli- ostatnio nawet kupiła jej różowe martensy (co prawda miały być fioletowe-ale cóż, życie boli)- może życie wcale nie jest tak niesprawiedliwe..? NIE. Ciach.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Taki jest wyrok ulicy...

  



   Markowi nigdy nie było łatwo. Marka wychowała ulica. Marka wychował Łysy spod 5b. Marek od dziecka wychodził rano z domu z kanapkami z szynką i serem i bił żydowskie dzieci. Marka nikt nie uczył zasad. To Marek wyznaczał zasady.

   Jedno trzeba przyznać, miał powodzenie u kobiet. W końcu samiec alfa, postrach blokowiska, musiał mieć powodzenie. Każda ulegała prędzej czy  później pod wpływem jego aryjsko niebieskich oczu, wytatuowanej łydki, a czasem scyzoryka przystawionego do szyi. Marek wiedział jedno- one to lubiły. Nie wnikając jednak w szczegóły, trzeba przyznać, że Mareczek się urządził w życiu, nie powiem, że nie. Ale to nic nowego- przecież słyszy to od dziecka…

   Ale ostatnio taka akcja była, no mówię Wam po prostu…Jak Marka ostatnio psy zgarnąć chciały, bo się nachlał pod spożywczym znowu, to ich, proszę ja Was, urządził, aż pały od razu opuścili, hyhy. Od tego czasu to chłop taki posłuch miał na osiedlu, że byście nie uwierzyli. Nawet mu ta blondyna, Lidka spod ósemki dala w końcu. Wiecie, takie to niby ciche, mądre, spokojne, a jak przyjdzie co do czego, to…wiadomo, hehe.

   W takim układzie Marek myślał, że skoro w jego nowohuckiej dżungli wszystko mu wolno, to wszyscy w całym mieście by mu najchętniej adidasy włosami czyścili.  A tu niespodzianka.  Wsiadł ostatnio do autobusu, no późno już trochę było, ale ludzi nawet sporo, jak to w piątek. Oczywiście, najlepsze miejsca na tyle, a coście myśleli? No to Mareczek hop na tył. A wypił chłopaczek trochę, nie powiem, a jak jest wódeczka, to muzyczka tez musi być. Łysy mu ostatnio takie dobre niemieckie techno puścił, że po prostu padacie wszyscy. Marek wyciąga telefon, szuka…szuka…. No i nie ma słuchawek, cholera jasna. No to co? Słuchamy bez, co tam, kto nie ryzykuje…O,o,o, słuchajcie, ten beat dobry! Ale czego ten staruch chce? Nie podoba ci się coś? A szczękę ci przetrącić? Kosę w żebro chcesz? No, zamknął się wreszcie, nawet wysłuchać do końca nie można…

   No bo, kurka wodna, należało mu się, a co! Lata ciężkiej pracy i ani krztyny wdzięczności? „Buraki. Pieprzone cwele. Żydowskie pomioty. Ja wam dam, ja wam dam…” wygrażał Marek. Jednak wcale nie miał aż tak skamieniałego serca. Codziennie z uczuciem i delikatnością czyścił swoją kolekcję telefonów komórkowych. To były jego trofea. Jego blizny. Jego marzenia i wspomnienia. W chwilach szczególnego rozczulenia wyobrażał sobie, że pokazuje tę kolekcję swojemu synowi- malutkiemu Mareczkowi w malutkiej bluzie dresowej, malutkich adidaskach i malutkim kijek baseballowym w rączce. Na tę myśl po twardych, opalonych wiatrem, słońcem i lampami w solarium policzkach dumnego wojownika kropla po kropli, spływać zaczęły łzy wzruszenia…


   Ta chwila słabości była nie do wybaczenia. Marek musiał to jakoś odreagować. Pędem rzucił się do kuchni i wałkiem do ciasta zaczął okładać po plecach własna matkę…

niedziela, 27 kwietnia 2014

A czy Ty się cenisz?



   „Ześwirowana zdziro, zdechniesz”. ENTER. K. była z siebie względnie zadowolona. Nie o to chodzi, że zdjęcie Endżi się jej nie podobało- wręcz przeciwnie, było całkiem ładne… Tutaj ekspozycja na 35%, trądzik wymazany, cycki na wierzchu, przyciemniane rogi- te efekty nadawały zdjęciu takiego bardziej egzystencjalnego charakteru. K. Próbowała patrzeć na świat okiem profesjonalistki, ale czasami szlag ją trafiał. Swoją frustrację musiała jakoś wyrazić. Choć zbitka „Ześwirowana zdzira” nie brzmiała dla niej najlepiej, uznała, że jak na pisanie tego komentarza pod wpływem silnych emocji, jest naprawdę całkiem zdolna.  Może kiedyś zostanie dziennikarką? O, najlepiej muzyczną. Wtedy bez żadnego problemu będzie mogła wkręcać się muzykom do łóżka…Tylko nie basistom. To nie przynosi żadnej wymiernej korzyści.  K. wcale nie była puszczalska, co to to nie…Gdyby jeszcze brała za to pieniądze, albo jak te dziewczyny z filmów kazała kupować sobie ubrania, wtedy jeszcze mogłoby to o niej źle świadczyć.

   W Niemczech mówią na takie coś „one night stand”, a w Niemczech wszystko jest lepsze-pomyślała K.- mają takie nowoczesne centra handlowe, dyskoteki, imprezy, ludzie wiedzą, jak się bawić! Nie to, co tutaj… Jedna marna potańcówka na ruski miesiąc, zero perspektyw, zero jakichkolwiek szans na przyszłość. Czarna dziura. Bo niby co K. miałaby robić w mieście pełnym muzeów i bibliotek? Zastanówcie się, przecież to żałosne… KSIĄŻKI?

   K. nie była żadnym hipsterem, ale raz przespała się z takim po tej imprezie u Olki. Żenada. Po prostu żal jej później tyłek ściskał- za każdym razem kiedy szła na jakaś domówkę marzyła, żeby obudzić się następnego dnia z kosmicznym kacem obok jakiegoś przystojniaka. A w tamtym przypadku owszem, kosmicznego kaca może i miała, ale ten chłopak żadnym przystojniakiem nie był. Co to to nie… Dopiero był wtedy wstyd. Bo przecież całe gimnazjum wiedziało, że K. się ceni i z byle kim do łóżka nie pójdzie. A tu taki wstyd. Co matka w domu powie? "Zawiedliśmy się z tata na tobie- jeszcze żeby jakiś prawnik, ale taki połamaniec!  Jak ojciec do domu wróci to dopiero będziesz żałować!”  K. wzdrygnęła się na samą myśl o tej trudnej rozmowie.  Podobna odbyła się zaledwie tydzień wcześniej, kiedy ojciec wyrzucił z domu Janka, no, wiecie którego…tego z drużyny piłkarskiej…Nie,nie…ten z irokezem to Tomek, Janek to ten blondyn… I jak ojciec go z domu wyrzucił, to Janek biedny przez pół bloku w samych bokserkach leciał, jakby ktoś psa za nim puścił… Wtedy dopiero był wykład….”A co jak będziesz w ciąży? Matka pracuje na zmywaku cały dzień, ja na bezrobociu od dwóch lat, a taki szczyl to by nawet alimentów nie płacił!”

   I znowu ciary przeszły K. po plecach. Ale czas wziąć się w garść- rozprawka z polskiego sama się nie napisze… Ale ta szmata Endżi mogłaby w końcu schować te cycki. Ludzie zupełnie wstydu nie mają…

__________________
Co o tym sądzicie? Komentujcie i (może) obserwujcie :) !